| 
Dziś rano poszłam na moją ulubionom skałę nad wodospadem... Położyłam się na niej, ale po chwili poszłam na łąkę... Nikogo jeszcze nie było, tylko lekkie promienie słońca i ptaki... Wiatr przyjemnie wiał... Poszłam na spacer wzdłuż plaży... Moje furto, nadal było czarne jak noc... Ale już blakło. Półgodziny chodziłam po plaży i w końcu moje futro odzyskało naturalną barwę-białą. Położyłam się na piasku, już kilka wilków napewno wstało... Zgłodniałam więc poszłam w góry by coś upolować... Zaczęłam tropić sarnę. Sarna była w dolinie, ale na szczęście była jeszcze długa trawa. Podeszłam do sarny i po chwili miałam jej gardło w pysku... Śniadanko...-Powiedziałam i poszłam na ulubioną skałę... Zasiadłam tam i powoli zaczęłam jeść... Po kilkunastu minutach juz nie było sladu po sarnie, bo była mała jak na sarnę... Po posiłku zeszłam na dół by się napić wody z wodospadu... Napiłam się i poszłam na łąkę... Już popołudnie... Położyłam się wśród trawy i leżałam... Po chwili przyszedł do mnie Jacob... Cześć Lucy! Cześć. Co tu robisz? Eeee... leżę se... <Jacob?> | 
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz