sobota, 5 kwietnia 2014

Od Raphael'a

Kolejny poranek... dzień jak co dzień. Na polanę, wysłuchać ogłoszenia. Polowanie, posiłek. Czas wolny, trening. Znów polowanie i posiłek i spać. Tak przynajmniej sądziłem. Kiedy wszedłem na polanę moja przyjaciółka wyglądała na zaniepokojoną, jako córka Alphy wszystko wcześniej wiedziała. Gdy Alpha ogłosił wojnę wszyscy się wzdrygnęli. Z wyjątkiem mnie, miałem miano basiora z kamienia. Nic mnie nie ruszało. Nasza wataha nie należała do często atakowanej, głównie dlatego, że byliśmy na odludziu i nie stanowiliśmy zagrożenia. Woja wywarła na mnie znikome wrażenie, jednakże sprawiła, że nabrałem nadziei na odbieg od codzienności. Yari opowiedziała mi, że wroga wataha uchodzi za dość słabą, jednak gdy zaczęli atakować można było szybko się zorientować, że wcale nie są tacy słabi. Ten fakt raczej mnie ucieszył. Tak długi czas nic nie robienia sprawił, że walka była dla mnie czystą igraszką. Wtedy to jednak musieli mi to zrobić, zabili mi rodzinę... moją matkę i siostrę... jedynych których miałem... walka trwała, a ja stałem jak wryty patrząc jak zabijają mi rodzinę. Gdy walka się skończyła oznajmiłem, że odchodzę... zrobiłem to samo co zrobiłaby moja matka, odszedłem od przeszłości, tak było po śmierci ojca i tak jest teraz.
Szukałem nowej watahy, aby szybko znaleźć zajęcie i zapomnieć. Stanąłem na granicy jakiejś watahy, woń innych wilków była mocna, łatwo stwierdziłem, że nie jest to świeża wataha. Wkroczyłem na tereny rozglądając się dookoła i mając nadzieję, że nikt mnie nie zaatakuje.
I gdy już stwierdziłem, że jest okej, ktoś się na mnie rzucił.
- Po coś tu przylazł! - warknął na mnie wilk
- Szukam watahy - oznajmiłem - czy mógłbyś łaskawie ze mnie zejść!

<Ktoś chętny?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz