Patrzyłem nie dowierzając jak moja matka niknie w przepaści.Po paru
sekundach nie byłem już osupiały.Byłem wściekły a jednocześnie
zrozpaczony.Pobiegłem do watahy.Przedzierałem się przez drzewa aż
wyszedłem na polanę.Źle trafiłem.Wszystkie wilki na mnie patrzyły,na
mnie i na moje łzy.Wycofałem się ale drogę zagrodził mi jakiś basior.
-Co się dzieje Aramisie?Samson pytał gdzie jest Reane więc pomyślałem że
ty wiesz....czy wszystko w porządku?-zapytał Demon.Spojrzałem na
basiora oczami pełnymi bólu.
-Nie....nic nie jest w porządku...Ona odeszła...ona już nie stąpa po tym
świecie...-spojrzałem w bok.Aron który przysłuchiwał się naszej
rozmowie miał oczy szeroko otwarte z zaskoczenia.Powoli wycofał się w
knieje.Ja też odbiegłem.Wpadłem prosto do jaskini.
-Aramis...co się stało?-zapytał ojciec
-Ona nie żyje....-szepnąłem.
<Samson?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz