Spojrzałam na basiora.Nie przepadałam nigdy za obecnością obych wilków.Oni mi nie przeskadzali lecz ja sama sobie przeszkadzałam.Nie umiem odmawiać....jak ująć tą odpowiedź twierdzącą.
-No...dobrze.Możemy...a jeszcze raz...kiedy dokładnie?
-Dziś na wzgórzu...
-A o której godzinie?-zapytałam patrząc w dół.
-Może...no cóż,niech będzie ta założona godzina...północ.-powiedział Seth.
-Może jednak zejdziemy niżej?-zapytał wciąż podejżliwie na mnie patrząc.
-Jasne...-powiedziałam i rzuciłam się ze skały.Widziałam przerażoną minę basiora.Ale zaraz wzleciałam w powietrze wydając z siebie dźwięk jaki wydają sokoły.Normalnie chciałam powiedzieć ,,chodź".Basior przyłączył się do mnie i tak lecieliśmy nie wiadomo gdzie.Wylądowaliśmy na polanie.Byli tam Aron,Reane i Samson.Niestety lądowanie jak zawsze,nie wyszło mi.Przeturlałam się pod same łapy Arona i zauważyłam jak przygryzł wargę aby powstrzymać śmiech.Jednak dobrze patrzyło z oczu wszystkim tym trzem wilkom.
-Przepraszam...-powiedziałam i wstałam otrzepując się z trawy i drobnych gałązek które przyczepiły mi się do sierści.
Poszłam potem z Seth'em na wzgórze choć słońce dopiero zachodziło.W zasadzie nie wiedziałam czemu ten basior ciągle mi towarzyszył.Przecież robiłam wszystko aby jak najmniej zrwacali na mnie uwagę.Siedziałam samotna w różnych zaułkach a kiedy już musiałam być z całą watahą to nie odzywałam się.A tutaj znalazł się ktoś kto koło mnie siedzi i zdaje sobie sprawę że istnieje ktoś taki jak wilczyca Lejla.Szybko odegnałam ze swojej głowy bezsensowne myśli i wróciłam do rzeczywistości.Niestety ale robiło się coraz ciemniej.Nagle Seth odezwał się.
-Może przez ten czas pójdziemy coś upolować?
-Nie...wolę nie...-powiedziałam mając na dzieje że nie padnie słowo ,,czemu?"
-Czemu?-zapytał basior tak jakby czytał mi w myślch
-Bo...Ja nie umiem...
-Polować?To proste...nauczę cię.Wstarczy...
-Nie umiem zabijać....-przerwałam mu.
-To jest jeszcze bardziej proste.Jak już masz ofiarę to najlepiej przebić jej tętnice...
-To nie jest proste.Nie dla mnie.Nie potrafię zaatakować.Mam słabą wolę.Potrafię podejść ofiarę ale nie mam odwagi jej zranić...
-No cóż...każdy ma swoje zdanie-przyznał basior.
Było już dosyć ciemno.Wilki z mojej watahy umiały wyczytywać czas z tarczy słonecznej,z księżyca lub po prostu cienia.Tak też uczyniłam patrząc na pełnię.Za pięć minut pewnie rozlegnie się wycie w wielu miejscach.Seth zaczął wyć.Ja jednak nie lubiłam tego robić bez potrzeby.Tak więc wsłuchiwałam się w piękne wycie wielu wilków z watahy.Ta scena mi coś jednak przypominała.Louis był moim przyjacielem a mimo wszystko nie wahał by się mnie zabić...Pamiętam jak razem wyliśmy do księżyca.Jak potem się ganialiśmy i na żarty walczyliśmy.
-Co jest?-zapytał Seth przerywając wycie
-Nic...
-Czemu nie wyjesz?
-Przeprasza...ale...ja muszę iść.-powiedziałam wycierając łzy.Szybko pobiegłam do lasu.Wdrapałam się na najbliżesze drzewo i tam zaczęłam szlochać.Jakaś sowa mnie się przypatrywała ale zignorowałam ją.Nagle ktoś wyszedł na polanę i spojrzał na mnie.Ja nie widziałam przybysza bo stał w cieniu.Za to przybysz dokładnie widział mnie gdyż światło księżyca padało akurat na mnie.
<Kto dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz