Spojrzałem uważnie na waderę od stóp do głów.
-Jesteś ranna...-stwierdziłem patrząc na łapę wadery.
-Nic mi nie będzie...-powiedziała i pokuśtykała nieco bliżej
-Dobra...Jutro wda się pewnie zakażenie...potem spuchnie ci łapa,konieczna będzie ampytacja a jak nie to,to tylko śmierć...-powiedziałem wzruszając ramionami.Wadera spojrzała na mnie i usiadła.
-Czy tutaj jest medyk?
-Tak...ale aby uniknąć nieporozumień zaprowadzę ciebie najpierw do Demona.-powiedziałem ale wyczułem też w jakim nastroju jest wadera.Wyczułem ból psychiczny,poczucie winy,smutek...szybko próbowałem coś zdziałać kiedy nagle...
-Niezwykłe...-szepnąłem sam do siebie.
-Słucham?-zapytała wadera która chyba mnie nie słuchała bo wyglądała na zamyśloną
-Nic.nic...Chodźmy już do tego Demona...-powiedziałem, chciałem zaproponować waderze pomoc ale ta przemieniła się w sokoła i wzniosła w powietrze.Ruszyłem za nią.Wylądowała na dole ale za to daleko od Demona.Chciałem aby się o mnie oparła,aby nie wysilała rannej łapy lecz ta odmawiała.W jej emocjach wyczułem zawstydzenie i nieśmiałość.Doszliśmy do Demona.
-I co dowiedziałeś się kto to?
-Tak.To jest...przepraszam możesz powtórzyć jak się nazywasz?
-Lejla...
-Wygnali ją z watahy.
-I ona...
-Tak,chce tutaj dołączyć,prawda Lejlo?Nie rozmyśliłaś się?
Wadera pokręciła głową.
-No więc Demon,jak widzisz muszę ją zabrać do Desmonda.
Pobiegłem do medyka aby go wywabić z jaskini.
-O co ci chodzi?
-Jest ranna wadera...-spojrzałem jeszcze raz na wilczycę.Miała łagodne oczy pełne smutku...niewinne oczy....szczere.Po za tym inne rysy wadery były bardzo wyłagodzone.Oczy miały zaś bardzo ładny szmaragdowy kolor.Poznałem piękną waderę Reane,ale okazało się że jest istota równa jej urodzie.Z wadery biło niesłychane ciepło i spokój.Nie zorientowałem się nawet kiedy Desmond wyszedł z jaskini.
<Desmond?>
-Jesteś ranna...-stwierdziłem patrząc na łapę wadery.
-Nic mi nie będzie...-powiedziała i pokuśtykała nieco bliżej
-Dobra...Jutro wda się pewnie zakażenie...potem spuchnie ci łapa,konieczna będzie ampytacja a jak nie to,to tylko śmierć...-powiedziałem wzruszając ramionami.Wadera spojrzała na mnie i usiadła.
-Czy tutaj jest medyk?
-Tak...ale aby uniknąć nieporozumień zaprowadzę ciebie najpierw do Demona.-powiedziałem ale wyczułem też w jakim nastroju jest wadera.Wyczułem ból psychiczny,poczucie winy,smutek...szybko próbowałem coś zdziałać kiedy nagle...
-Niezwykłe...-szepnąłem sam do siebie.
-Słucham?-zapytała wadera która chyba mnie nie słuchała bo wyglądała na zamyśloną
-Nic.nic...Chodźmy już do tego Demona...-powiedziałem, chciałem zaproponować waderze pomoc ale ta przemieniła się w sokoła i wzniosła w powietrze.Ruszyłem za nią.Wylądowała na dole ale za to daleko od Demona.Chciałem aby się o mnie oparła,aby nie wysilała rannej łapy lecz ta odmawiała.W jej emocjach wyczułem zawstydzenie i nieśmiałość.Doszliśmy do Demona.
-I co dowiedziałeś się kto to?
-Tak.To jest...przepraszam możesz powtórzyć jak się nazywasz?
-Lejla...
-Wygnali ją z watahy.
-I ona...
-Tak,chce tutaj dołączyć,prawda Lejlo?Nie rozmyśliłaś się?
Wadera pokręciła głową.
-No więc Demon,jak widzisz muszę ją zabrać do Desmonda.
Pobiegłem do medyka aby go wywabić z jaskini.
-O co ci chodzi?
-Jest ranna wadera...-spojrzałem jeszcze raz na wilczycę.Miała łagodne oczy pełne smutku...niewinne oczy....szczere.Po za tym inne rysy wadery były bardzo wyłagodzone.Oczy miały zaś bardzo ładny szmaragdowy kolor.Poznałem piękną waderę Reane,ale okazało się że jest istota równa jej urodzie.Z wadery biło niesłychane ciepło i spokój.Nie zorientowałem się nawet kiedy Desmond wyszedł z jaskini.
<Desmond?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz