-Aramis...-odpowiedziałam
-Piękne imię...skąd...
-Z watahy Arona.Aron miał bardzo dużo rodzeństwa a jeden z jego braci miał na imię Aramis.Liczę na to że wyrośniej na basiora takiego jakim był czarny Aramis.
-A jaki on był?
-Silny...odważny...najodważniejszy z watahy Arona...Był bardzo szanowany...ale kiedy odbyła się tam już trzecia wojna Aramis poległ...-powiedziałam i nastała chwila ciszy.
-Miejmy nadzieję aby nasz syn nie podzielił losu Aramisa...-powiedział Samson i przytulił syna.Do jaskini wpadł Demon i Aron.Szczeniak trochę się przestraszył i wtulił się w moje łapy.
-Rene!Słyszałem że urodziłaś!-krzyknął Aron
-Cii...nie krzycz...
-Gratuluję ci Reane.Powiem watasze że mamy nowego członka,a na imię mu?
-Aramis...-powiedziałam patrząc kątem oka na Arona.Sposępniał trochę.
-Aramis?
-Tak Aron...ku pamięci twego brata.
-Cóż...więc czy mogę zobaczyć e...przybranego siostrzeńca?-zaśmiał się a ja lekko popchnęłam łapą Aramisa do Arona.Szczeniaczek patrzył przestraszony na Arona.
-Aramis...hm...pasuje do niego to imię.Co mały?-no tak.Sposępienie Arona nigdy nie trwa długo.Teraz cały czas zabawiał szczeniaka a ja powstrzymywałam śmiech choć nie tylko z tego chciało mi się śmiać.Byłam taka szcześliwa.
-Dobra Aramis...No...muszę lecieć Rene,Samson pamiętaj...byliśmy umowieni na polowanie..-powiedział Aron i pożegnał nas.Byłam zadowolona że Aron i Samson się lubili.
Spędziłam jeszcze trochę czasu z Samsonem lecz potem szedł na polowanie.Pobiegłam wtedy nad rzekę z Aramisem.Wpatrywał się swymi błękitnymi oczyma w wodę.Miałam ochotę go otoczyć jakimś niewidzialnym kloszem,aby nic mu nie groziło...
-Nigdy nie da się kogoś wystarczająco uchronić...-odezwał się za mną aksamitny,łagodny głos.Odwróciłam się.Metr od nas stała Lejla.Jej oczy lśniły a sierść pod oczami była lekko zlepiona.Wpatrywała się w Aramisa.
-Śliczny szczeniak...-dodała po czym nieco speszona spojrzała w głąb lasu.
-No nic...to ja już będę lecieć...na razie...-mruknęła i powoli się wycofała.
Nim zdążyłam wydusić z siebie słowo już jej nie było.Aramis wskoczył do wody.Całkiem nieźle pływał.Bardzo go kocham...czy jeśli zdecyduje się odejść z tej watahy tak ja ja to zrobiłam ze swoją watahą...czy ja to przeżyję...czy przeżyję utratę jedynego syna?Postarałam się odeganć ode mnie ta myśl i poszłam z Aramisem do mojej jaskini.Tam Aramis zasnął a ja rozmyślałam...
-Piękne imię...skąd...
-Z watahy Arona.Aron miał bardzo dużo rodzeństwa a jeden z jego braci miał na imię Aramis.Liczę na to że wyrośniej na basiora takiego jakim był czarny Aramis.
-A jaki on był?
-Silny...odważny...najodważniejszy z watahy Arona...Był bardzo szanowany...ale kiedy odbyła się tam już trzecia wojna Aramis poległ...-powiedziałam i nastała chwila ciszy.
-Miejmy nadzieję aby nasz syn nie podzielił losu Aramisa...-powiedział Samson i przytulił syna.Do jaskini wpadł Demon i Aron.Szczeniak trochę się przestraszył i wtulił się w moje łapy.
-Rene!Słyszałem że urodziłaś!-krzyknął Aron
-Cii...nie krzycz...
-Gratuluję ci Reane.Powiem watasze że mamy nowego członka,a na imię mu?
-Aramis...-powiedziałam patrząc kątem oka na Arona.Sposępniał trochę.
-Aramis?
-Tak Aron...ku pamięci twego brata.
-Cóż...więc czy mogę zobaczyć e...przybranego siostrzeńca?-zaśmiał się a ja lekko popchnęłam łapą Aramisa do Arona.Szczeniaczek patrzył przestraszony na Arona.
-Aramis...hm...pasuje do niego to imię.Co mały?-no tak.Sposępienie Arona nigdy nie trwa długo.Teraz cały czas zabawiał szczeniaka a ja powstrzymywałam śmiech choć nie tylko z tego chciało mi się śmiać.Byłam taka szcześliwa.
-Dobra Aramis...No...muszę lecieć Rene,Samson pamiętaj...byliśmy umowieni na polowanie..-powiedział Aron i pożegnał nas.Byłam zadowolona że Aron i Samson się lubili.
Spędziłam jeszcze trochę czasu z Samsonem lecz potem szedł na polowanie.Pobiegłam wtedy nad rzekę z Aramisem.Wpatrywał się swymi błękitnymi oczyma w wodę.Miałam ochotę go otoczyć jakimś niewidzialnym kloszem,aby nic mu nie groziło...
-Nigdy nie da się kogoś wystarczająco uchronić...-odezwał się za mną aksamitny,łagodny głos.Odwróciłam się.Metr od nas stała Lejla.Jej oczy lśniły a sierść pod oczami była lekko zlepiona.Wpatrywała się w Aramisa.
-Śliczny szczeniak...-dodała po czym nieco speszona spojrzała w głąb lasu.
-No nic...to ja już będę lecieć...na razie...-mruknęła i powoli się wycofała.
Nim zdążyłam wydusić z siebie słowo już jej nie było.Aramis wskoczył do wody.Całkiem nieźle pływał.Bardzo go kocham...czy jeśli zdecyduje się odejść z tej watahy tak ja ja to zrobiłam ze swoją watahą...czy ja to przeżyję...czy przeżyję utratę jedynego syna?Postarałam się odeganć ode mnie ta myśl i poszłam z Aramisem do mojej jaskini.Tam Aramis zasnął a ja rozmyślałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz