Tego dnia wstałam dość wczeńie jak na mnie. Rozciągnęłam sie i podeszłam do wyjścia jaskini. Będzie padać- pomyślałam. Po chwili namysłu postanowiłam, że wybiore sie na polowanie. Wyszłam z jaskini.
Szłam w stronę Wielkich Łąk, gdzie rankiem pasło się wiele stad saren, antyllop i bawołów. Czasami można było urozmaicić wsoją dietę o kuropatwę lub zająca. Ja osobiście nie przepadałam za małymi zwierzaczkami. Nie mogłam się nimi najeść. Zaczaiłam się w wysokiej trawie i obserwowałam. Stadko pięknych bawołów pisło spokojnie wodę z rzeki. Niczego nie spodziewające sie bawoły -pomyślałam- Wcale mi ich nie szkoda. Wypatrzyłam najsłabszego lecz zarazem dość dużego osobnika. Miał zakarzenie na lewej tylniej racicy. Nie mogłam lepiej trafić. Zaczęłam się skradać. W odpowiednim momencie wyskoczyłam z krzaów i rzuciałam sie na bawoła. Jednym ruchem upadł na ziemię, a ja wtopiłam kły w jego szyję. Czułam jak jego krek sączy się po moim pysku. W końcu padł, a ja mogłam spokojnie sie posilić.
Gdy wracałam do watahy zaczęło padać. Nie spieszyłam się. Lubiałam kiedy deszcz delikatnie muskał moją sierść. Wybrałam jednak najkrótszą drogę, ponieważ przeczówałam, że to nie tylko będzie deszcz ale wielka burza. Idąc kamienną drogą pośliznełam sie i lekko zraniłam w łapę. Zaklnęłam pod nosem i ruszyłam biegiem do jaskmi. Z oddali już dobiegały mnie odgłosy piorunów. Przy wejściu do jaskini ostrzepałam się. Zapowiadał się nudny dzień spędzony w jaskini na słuchaniu i obserwowaniu burzy. Poszłam jeszcze po liśc, którym owinęłam ranę na łapie. Nagle poczułam zapach innego wilka. Co jest?!- pomyślałam i poszłam to sprawdzić. U wylotu z jaskini siedziała jakaś wader. Najprawdopodobniej z mojej watahy ale mało mnie to obchodziło.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam oschle.
<Amethyst>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz