Spojrzałem
na waderę w rozbawieniu.Cos pod moimi łapami drgnęło.Znajdowaliśmy się
na wystającej skale.Cos poruszyło się gwałtowniej.
-Co się stało?Masz dziwną minę...-powiedziała Lucy -Nic się nie stałoooooooooo-ostatnie słowo krzyknąłem bo skrawek skały oderwał się i poleciałem w dół.Niestety zdąrzyłem już złamać nogę.Akurat w pobliżu była Nette. -Jeny...Seth...nic ci nie jest?-podbiegła do mnie.Wiem...widok spadającego wilka z urwiska musiał wyglądać groźne naszczęście zdąrzyłem w porę rozwinąć skrzydła i złamałem tylko nogę a nie kark. -No...trochę noga mnie boli ale wyliżę się. -Daj spokój...musisz iść do Desmonda. -No dobra... -Chodć odprowadzę cię... -Mam skrzydła... -Ale i tak idę w tą stronę... -Ok... <Nette?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz